
- 27 marca 2014
- |Poza pracą
- 0
Nigdy nie przepadałem za swoim kuzynem, Sławkiem, który od kiedy tylko pamiętam był wielkim bufonem i uważał się za lepszych od innych. Co najgorsze, cała moja rodzina zdawała się nie zauważać, że ukochany Sławuś jest zwykłym palantem i typem człowieka, któremu nigdy się nie ufa. Babcia cały czas faworyzowała Sławka, chyba dlatego że był podobny do jej zmarłego męża. Moi rodzice cały czas stawiali mi Sławka za wzór i powtarzali: „Dlaczego nie dostałeś z tego egzaminu piątki? Popatrz na Sławka i weź z niego przykład, ten chłopak ma przed sobą świetlaną przyszłość”. Sami rozumiecie, dlaczego na imię Sławek reaguję teraz dość negatywnie i wszyscy znajomi, którzy noszą to straszne imię od razu są u mnie skreśleni.
Sławek od zawsze miał zostać kimś wielkim i on sam utrzymywał wszystkich w przekonaniu, że właśnie tak się stanie. Podczas gdy ja wybrałem się na informatykę, Sławek postanowił zostać prawnikiem i poszedł na studia prawnicze. Moja informatyka była niczym w porównaniu do prawniczej przyszłości Sławka, ale na studiach przestałem zupełnie przejmować się opinią moich bliskich.
Teraz, cztery lata po skończeniu studiów nagle okazało się, że to ja jestem wielkim wygranym i jakoś nikt nie mówi już nic cudownego o moim kuzynie. Sławek miał zostać sędzią, ale nie dostał się na aplikację kilka lat z rzędu i w końcu zrezygnował. Teraz pracuje jako specjalista ds. prawnych Gdańsk i udaje, że go nie ma. Ja jestem programistą w dużej Gdańskiej firmie i zarabiam tyle, że Sławkowi pewnie by oko zbielało gdyby zobaczył mój wyciąg z konta.